Rynek złotego, jak zresztą wielu innych aktywów, utknął w ostatnich tygodniach w dość męczącym trendzie bocznym. Ubiegły tydzień był pierwszym zwiastunem tego, że marazm na złotym może się na razie zakończyć, a rynek ruszy do korekty. Sprzedającym franka udało się pozostawić na wykresie tygodniowym długi, podażowy korpus, poprzez który rynek opuścił zakres prawie 2-miesięcznych, wąskich wahań. Ruszamy więc do korekty i pora przyjrzeć się temu, do jakich poziomów frank w relacji do złotego ma realne szanse się osłabić.

Kluczowym czynnikiem umacniającym obecnie złotego jest dalsza poprawa sentymentu inwestycyjnego na rynkach akcyjnych, które także inicjują opuszczenie kilkutygodniowych przystanków po sporych ruchach wzrostowych, jakie udało się tam wygenerować. Akurat w przypadku pary CHF/PLN, tak pilnie obserwowanej przez wielu posiadaczy kredytów hipotecznych denominowanych w tej walucie, zmiany rynkowego sentymentu mają spore znaczenie, bowiem obydwie waluty składające się na tę parę są silnie wyeksponowane na wahania nastrojów. Gdy sentyment pogarsza się, globalny kapitał ucieka do franka oraz dolara, kosztem walut podwyższonego ryzyka, a więc rynków wschodzących (czyli także PLN). W przypadku poprawy sentymentu inwestycyjnego jest oczywiście odwrotnie.

Aktualnie zainicjowany ruch aprecjonujący złotego ma szansę sprowadzić rynek przynajmniej do najbliższego poziomu wsparcia, które wyznaczyłbym tu w rejonie 4,1850. Jest to strefa maksimów z 2016 roku, na której znajdziemy też poziom równości korekt (żółte prostokąty). Jeśli fala poprawy nastrojów na rynkach będzie jeszcze mocniejsza, kolejnym obszarem do obserwacji przez osoby poszukujące optymalnego miejsca do kupna franka, jest okolica 4,04-4,05. Znajdziemy tu strefę maksimów z sierpnia i września ubiegłego roku (naturalne wsparcie wynikające z zasady biegunowości), zbiegającą się z 38,2% zniesieniem całej fali wzrostowej od 2018 roku.

Dlaczego warto wykorzystać tę korektę?

Odmrażanie gospodarki po niedawnym zamknięciu co do zasady powinno poprawiać nastroje w kolejnych miesiącach. Pamiętajmy jednak, że na jesień czekają inwestorów nowe ryzyka. Mogą się oni przede wszystkim obawiać wznowy pandemii (wcześniej dyskontując ten scenariusz), a co za tym idzie kolejnej fali zamykania gospodarki. Co prawda po ostatnich doświadczeniach wiele zachowań i procedur jest już przepracowane, zatem można przyjąć, że cały proces przebiegłby sprawniej, ale nie zmienia to faktu, że wznowa pandemii jak na razie nie wydaje się być w cenach i z pewnością może (o ile wystąpi) poważnie namieszać na rynkach.

Druga kwestia to zaplanowane na 3 listopada, wybory prezydenckie w USA. Trump zrobi wszystko, aby doprowadzić do reelekcji. Można zatem przyjąć, że przy współpracy z rządem i Fedem drukowanie i pompowanie dolarów zarówno w rynki finansowe, ale i na ulicę, będzie szło pełną parą. Otwartą pozostaje kwestia, co stanie się po ewentualnej wygranej, bądź czy wielkie grupy interesów nie zdecydują się pozbyć, jakby nie patrzeć niezależnego prezydenta (zbyt bogaty, aby ulegać naciskom), inicjując na kilka tygodni przed wyborami gigantyczne spadki na Wall Street i obniżyć w ten sposób szanse Trumpa na kolejną kadencję. Nie wiadomo też, jak potoczą się relacje USA-Chiny ws. Hong Kongu, ale Trump na własne życzenie nie zrobi raczej niczego, co mogłoby trwale zaszkodzić rynkom i sentymentowi. Nie do wyborów.

Skoro można więc przyjąć, że w okolicach jesieni czekać nas będą prawdopodobnie kolejne, poważniejsze turbulencje, aktualnie inicjowany ruch umocnienia złotego traktować należałoby w kategoriach korekty, a więc okazji do tego, aby doważyć sobie w portfelu bezpiecznych walut w postaci franków (ale również i dolarów). Stąd też warto mieć na uwadze wspomniane poziomy, czyli 4,1850 oraz niżej 4,04-4,05 (zwiększając ekspozycję partiami). Pojawienie się tam pozytywnej reakcji kupujących może być sygnałem, że również szeroki rynek dostrzegł te poziomy i zaczyna się ustawiać do zakupów.